Rocznica deportacji leśników na Syberię

Data 10 lutego 1940 roku kojarzona jest z masową deportacją Polaków z terenów zajętych w 1939 roku przez Związek Sowiecki. W ciągu jednego dnia na Syberię wywieziono tysiące ludzi lasu wraz z rodzinami, zmuszając ich do harówki przy pozyskaniu drewna w tajdze. Wielu z nich nie przeżyło tej katorżniczej pracy.

– Trzeba wiedzieć, że służba leśna, zarówno w Lasach Państwowych, jak i prywatnych, przeszła w latach 30. ubiegłego wieku szkolenia w ramach Przysposobienia Wojskowego Leśników. Okupanci, wiedząc, że leśnicy są elementem mocno patriotycznym i zdolnym do organizacji struktur podziemia i partyzantki na terenach okupowanych, chcieli się pozbyć tego zagrożenia – wyjaśnia Grażyna Zagrobelna, dyrektor RDLP w Krośnie.

Z terenu obecnego Podkarpacia wywózką objęto całą załogę Nadleśnictwa Państwowego Berehy (obecnie Ustrzyki Dolne). Według relacji świadków NKWD otoczyło budynek nadleśnictwa, po czym cały mieszkający tam personel, tj. nadleśniczego, leśniczych i urzędników z ich rodzinami, wywieźli na kilku furmankach na stację kolejową. Tejże nocy z łóżek wyciągano też leśników mieszkających w terenie. Wśród deportowanych była rodzina nadleśniczego Józefa Stracha oraz całe rodziny Kiendzińskich, Jedliczków, Sodomów, jak również kilkunasty gajowych i leśniczych z tego terenu. Ślad po większości z nich zaginął.

Z kolei z terenów Roztocza Południowego w tę mroźną i śnieżną zimę 10 lutego 1940 roku do stacji kolejowej w Lubaczowie na saniach wywieziono rodziny osadników i leśników wsi: Łukawicy, Łówczy, Podemszczyzny, Chotylubia, Dąbrowy, Borowej Góry, Młodowa, Sieniawki, Sopli, Nowej Grobli, Suchej Woli, Zalesia, Dachnowa-Hrynkowa. Stłoczeni w bydlęcych wagonach, dopiero 29 lutego dotarli w miejscowości Omska, gdzie zostali rozsiedleni. W przypadku Lubaczowszczyzny była to druga deportacja, bowiem pierwsza miała miejsce już w grudniu 1939 roku, tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Większość z nich zmarła na zesłaniu., Nielicznym, jak Stanisław Demus, gajowy leśnictwa Sieniawka, zgłosił się do Armii Andersa. Niestety zmarł w Iranie. Jego żona Maria z Kozyrskich-Maćkowska, primo voto Demus, przeszła szlak z Armią Andersa, po czym w Anglii służyła w Pomocniczej Lotniczej Służbie Kobiet. Tragicznego losu uniknął leśniczy Jan Lejczak, który też służył w Armii Andersa, a po wojnie był leśniczym w Nowym Lublińcu.

W tym jednym dniu 10 lutego 1940 roku z całych Kresów deportowano tysiące ludzi, tylko z powodu, że służyli Polsce i polskim lasom. Dlatego data 10 lutego ma wielkie znaczenie w historii leśnictwa i wymaga ciągłego przypominania.

Tekst: Edward Marszałek

rzecznik prasowy RDLP w Krośnie